Cóż za piękny, sobotni wieczór... Który spędzałem w dresie, owinięty kocem, leżąc na kanapie, jedząc czekoladki, popijając je szampanem, słuchając Stranger In This Town Richiego Sambory i przeglądając stare zdjęcia... Ja i Archie... Archie i Aada... Aada i Katariina... Ja i Katariina... Archie i Katariina... Wszyscy razem... Ja i Aada... Auć. Odkrycie życia: uczucia nie mijają. I bolą. Zajebiście mocno.
- Joonas, idioto, otwieraj!! - usłyszałem wrzask Archa i kopnięcie w drzwi. Klikło i zapadła cisza. No tak, nie miałem siły ich zamknąć i od uderzenia się otworzyły. Trudno... Może jak będę udawać martwego, to sobie odejdzie. Zacisnąłem oczy i przestałem się ruszać. Kroki. Wciągnięcie powietrza.
- Co to za szopka? - warknięcie... Aady? Kurwa. Otworzyłem oczy. Stała z zszokowaną miną przed kanapą, a za nią Arttu z miną winowajcy.
- To... Żadna szopka. Rutyna raczej. - zachrypiałem, odkładając jej zdjęcie z niewzruszoną miną. Zmrużyła niedowierzająco swoje zadziorne oczy...
- Em... - wtrącił się Archie. - Jakby to powiedzieć... Johnny... Okazało się właśnie dosłownie przed dziesięcioma minutami, że niepotrzebnie ci się wtedy kazałem trzymać od niej z dala, bo ona też była w tobie zakochana...
Zamarłem i upuściłem butelkę z alkoholem na podłogę. Ten tleniony idiota wyszczerzył się i zaczął wycofywać, a Rasanen westchnęła, usiadła na stoliku, objęła się ramionami i spuściła wzrok. Przytrzymałem płatki nosa, próbując się uspokoić i odwieść swój mózg od pomysłu wstania i wjebania przyjacielowi. Tymczasem on zachichotał nerwowo i spierdolił czym szybciej z mojego mieszkania.
- Kuosmanen trochę zjebał nam te 6 lat, co? - uśmiechnęła się krzywo moja pierwsza i jedyna miłość.
- Trochę? - parsknąłem. - Przez ten cały czas serce mi się rozpadało na kawałki. Powiem ci... Bolesny proces.
- No... To i tak trzymałeś się lepiej niż ja. W chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, że się wyprowadziłeś, a ja nie znam twojego adresu, moje serce umarło i wypadło. Ale to prawda, proces gojenia powstałej dziury był cholernie bolesny i jeszcze się nie skończył.
- A czy... Hmm... Ty dalej... - próbowałem z siebie wykrztusić to ważne pytanie.
- Tak? - zapytała, patrząc na mnie z nadzieją. Przełknąłem ślinę.
- Byłabyś chętna... Nie... No... Czy ten... Chciałabyś... B-by... - kurwa. Jakie to jest trudne.
- Być z tobą? - uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Tak. - szepnąłem, uciekając wzrokiem w bok. Usłyszałem kroki, a potem poczułem obok mnie czyjś ciężar na uginającym się materiale kanapy.
- Nic innego nie jest mi bardziej potrzebne do szczęścia. - powiedziała i wtuliła się we mnie. Poczułem wszechogarniające ciepło na sercu i objąłem ją ramionami.
- Kocham cię. - wyznałem cicho i pocałowałem ją w czubek głowy.
- Ja ciebie też. - mruknęła, mocniej mnie przytulając. Hmm... W końcu wszystko było tak, jak powinno być. Chcę tak już do końca świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź żerującym na mnie pasożytem - komentuj wszystko, co tu czytasz, chociażby jednym słowem. ;)