W swoim życiu miałam lepsze i gorsze okresy. Mimo wszystko zawsze byli przy mnie ludzie, którzy mnie kochali. Niezależnie od tego, czy wolałam być sama, czy potrzebowałam towarzystwa, oni zawsze przy mnie byli. I to się im chwali. Choć nieraz miałam ochotę im łeb ukręcić.
Przede wszystkim moja przyjaciółka: najlepsza na świecie Katariina. Znamy się od urodzenia. Nie zamieniłabym ją za nic w świecie, bo zawsze trzymałyśmy się we dwie - przeciwko całemu światu. Obie równie mocno, choć inaczej, jebnięte. Nigdy się nie kłóciłyśmy, zawsze byłyśmy przy sobie. Dalej jesteśmy i myślę, że już do końca będziemy.
Dalej: Archie. Sąsiad z naprzeciwka, towarzysz psot z dzieciństwa aż po okres nastoletni. Głupi buc, który działał mi na nerwy, a ja lubowałam się w dokuczaniu mu. Tak... Był trochę jak brat, którego nigdy nie miałam. Nie cierpieliśmy się, ale kochaliśmy. Potem nasze drogi zaczęły się rozchodzić - oboje staliśmy się muzykami i nigdy nie wpadł nam do głowy pomysł założenia wspólnie zespołu, więc naturalną koleją losu zaczęliśmy obracać się w innym towarzystwie. Następnie wynieśliśmy się z obrzeży do stolicy... I właściwie już nie mamy kontaktu. Mimo wszystko tęsknię. Ale mam nadzieję, że spełniając swe marzenia jest szczęśliwy.
Następnie: Joonas... Poznałam go dzięki Archiemu, zaprzyjaźnili się w szkole i stali się sobie tak bliscy jak ja i Katariina. Założyli razem zespół. To nie było tak, że Johnny zabrał mi Archa. Na początku włóczyliśmy się całą czwórką. Często też zdarzało się, że ja i Joonas siedzieliśmy wieczorami na dachu domu moich dziadków, paląc papierosy, podziwiając gwiazdy i rozmawiając o życiu. Myślę, że to dlatego się w nim zakochałam. Tak... Johnny był moją pierwszą miłością. I, jak do tej pory, jedyną. Oczywiście, nigdy nie miałam na tyle odwagi, by mu to wyznać. Wydaje mi się, że z czasem się domyślił... I dlatego się odsunął. Teraz, tak samo jak z Archem, nie mam już z nim kontaktu... Złamał mi serce. A i tak chyba kocham.
Oczywiście jego też nie może tu zabraknąć: mój kuzyn, Samy. Wesoły i radosny chłopak uwielbiający dobrą zabawę. W dzieciństwie nie rozstawał się z deskorolką, na której oczywiście zaliczył wiele urazów podczas wykonywania ewolucji. Z czasem miłość do gitary przeważyła i tak jak my, Samy został muzykiem. Uwielbiam jego ciągłą nawijkę i to, że wyciąga mnie na imprezy, chociaż nigdy nie powiedziałam mu niczego milszego niż to, że jest największym palantem, jaki kiedykolwiek się narodził.
Wielki wpływ na mnie miała też moja ukochana babcia, Hanna. Najbardziej wyluzowana, a jednocześnie troskliwa staruszka, na świecie. Dbała o mnie i Samy'ego, a także o naszych przyjaciół. Chciałabym powiedzieć, że robi to dalej... Ale dokładnie dwa tygodnie temu zmarła... Tęsknię za nią. Do tej pory nie mogę się pozbierać... Była, jest i będzie najważniejszą osobą w moim wąskim kręgu bliskich mi ludzi.
I na końcu: Olli. Mój mentalny mentor. Poznałam go w jednym z helsińskich klubów, gdy mój zespół supportował jego. Od razu złapaliśmy nić porozumienia, a on zaczął traktować mnie jak młodszą siostrzyczkę. Zawsze służy mi radą co do muzyki i rzeczy z występowaniem powiązanych, ale wypłakiwać się na jego ramieniu w chwilach słabości również mi pozwala. Najlepszy przyjaciel, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź żerującym na mnie pasożytem - komentuj wszystko, co tu czytasz, chociażby jednym słowem. ;)