środa, 21 września 2016

Samy

- To co, kuzynka, ruszasz tą dupę?? - wydarłem się, stając pod oknem.
- A spierdalaj! Nigdzie nie idę! - odwrzeszczała, nie zaszczycając mnie pojawieniem się na widoku.
- Czemu?? - krzyknąłem, olewając jej niechęć. I tak pójdzie.
- Piosenkę chcę napisać nooo! - głośno jęknęła.
- Nie zając, nie ucieknie!!! Chodź! - podniosłem kamień i wycelowałem w okno. Trafiłem i chyba coś rozbiłem, bo usłyszałem jakiś huk. Ups..
- No nie!! Moje piwo, dupku!! - w końcu zirytowana blondynka do mnie wyjrzała.
- Sorka no, postawię ci nawet kilka, jak ze mną wyjdziesz. - wyszczerzyłem się, a ona przewróciła oczami. 
- Ale że też wcelowałeś w drugie piętro... - pochwaliła mnie w upośledzony sposób po chwili zadumy.
- Bo zdolny ze mnie facet. - zatrzepotałem rzęsami. 
- Jasne. - prychnęła.
- To co, idziesz? Arttu też będzie. - próbowałem dalej.
- I to niby ma mnie zachęcić? - uniosła jedną brew.
- Ech... No ale no... Pliska, chodź. - zacząłem marudzić.
- No dobra, gnoju. Czekaj chwilę, wezmę kurtkę. - pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Uśmiechnąłem się triumfalnie i oparłem o latarnię.  Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do kumpla.
- Tak?
- Siemasz, Archie!
- No cześć. Jak tam?
- A super, super, dziękuję. Słuchaj, wbij dzisiaj do Tavastii, co?
- W sumie i tak nie miałem na dzisiaj żadnych planów, także mogę wpaść. Kiedy tam będziesz?
- No właśnie tam będę szedł, tylko jeszcze czekam na kogoś. Arttu będzie trochę później.
- No ok. To nie przedłużam, do zobaczenia w klubie. Będę za jakieś pół godziny.
- Ok, narka. - mruknąłem zadowolony i się rozłączyłem. Już od dłuższego czasu szykowałem konfrontację Archa z Aadą. O wilku mowa. Moja rodzona kuzynka właśnie wyszła z klatki i ruszyła w moją stronę, kopiąc wszystko, co napotkała na swej drodze, łącznie z jakimś biednym kotem.
- Nie w nastroju? - zagwizdałem, obejmując ją ramieniem. 
- A jak myślisz? - łypnęła na mnie.
- Spoczko, od tego jestem, by poprawiać ci humor. - mrugnąłem i zarwałem kuksańsa w żebra jej łokciem.
- Chyba od irytowania mnie. - warknęła.
- A czy jest coś, co cię nie irytuje? - zachichotałem.
- Nie, masz rację, świat jest bezdennie beznadziejny. - westchnęła.
- Nieprawda, będzie dobrze i zresztą trzeba się cieszyć życiem. - pstryknąłem ją w nos, na co ona kichnęła. Po chwili się uśmiechnęła.
- Chciałabym być jak ty. - odetchnęła głęboko.
- Kiedyś byłaś... - stwierdziłem cicho.
- Właśnie. Kiedyś. - pokiwała głową smutno.
- Nie rozumiem... Tak bardzo się przyjaźniliście i rozumieliście... Czemu urwaliście kontakt? - zapytałem nieśmiało. Szatan nie lubił rozmawiać o uczuciach.
- Wiesz... Ja nie wciskam się nigdzie na siłę. Skoro nie czują potrzeby zadawania się ze mną, to ja nie będę za nimi latać. - zacisnęła powieki.
- Coś mi w tym wszystkim nie gra... - zmrużyłem oczy w zamyśleniu. 
- Odpuść. - szepnęła. Pokręciłem głową w milczeniu i otworzyłem przed nią drzwi Tavastii, dokąd właśnie doszliśmy. Zajęliśmy nasz stały stolik, a po chwili zaczęli podchodzić fani i musieliśmy rozdać kilkanaście autografów.
- Tęsknisz trochę za czasami, gdy to my byliśmy fanami i łapaliśmy tutaj naszych idoli? - spytała nostalgicznie blondi, opierając łokieć na stoliku, a na dłoni policzek.
- Czasem. Ale od dawna marzyliśmy o tym, by być sławnymi, no i mamy to, co chcieliśmy. - uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco i poszedłem zamówić nam piwo. Stanąłem przy barze i w tym samym momencie zobaczyłem wchodzącego do lokalu Cruza. Pomachałem ręką, by zwrócić na siebie jego uwagę i gdy ruszył w moim kierunku, powiedziałem do barmana: - Trzy lane. 
Wyjąłem odpowiednią kwotę i położyłem na ladzie, czekając z jednej strony na alkohol, a z drugiej na przyjaciela. 
- No hej, młody. - wyszczerzył się i do mnie i przybiliśmy piątki. Podałem mu jedno piwo, a sam wziąłem dwa i zacząłem prowadzić go w kierunku naszego stolika.
- Tylko ten... Nie gniewaj się na mnie, ok? - popatrzyłem na niego z miną smutnego psiaczka, gdy byliśmy już blisko.
- No ok, ale o co chodzi? - spojrzał na mnie zaskoczony. Na szczęście jeszcze nie zobaczył Aady. Ani ona jego. Zajęła się zdrapywaniem czarnego lakieru z paznokci. 
- Nic, nic. - uśmiechnąłem się milusio i gdy on stanął jak wryty, ja postawiłem jedno piwo przed kuzynką, po czym ze swoim trunkiem usiadłem naprzeciwko niej. Dziewczyna zerknęła na mnie spod łba, po czym podążyła za moim wzrokiem i zobaczyła zakłopotanego, nieco przestraszonego byłego najlepszego przyjaciela. Zmrużyła oczy, zastanowiła się nad czymś przez chwilę i upiła łyk piwa.
- No cześć, Archie. Kopa lat. Będziesz tu stał jak ten kołek czy usiądziesz z nami? - o proszę, nie straciła rezonu.
- Ekhm... - odchrząknął biedny Cruzik. - Tak, tak, jeśli nie masz nic przeciwko, to usiądę.
- Spoko. - mruknęła i zaczęła obgryzać paznokieć kciuka, wlepiając wzrok w ścianę. Arch z zachowaniem odpowiedniego dystansu usiadł na kanapie obok niej. Wzniosłem oczy ku niebu i uznałem, że muszę trochę ratować sytuację.
- No to ten... Wyluzuj, Kuosmanen. Myślę, że macie sobie trochę do pogadania, nie? Kiedy się ostatnio widzieliście? - zagaiłem, popijając piwo.
- Sześć lat temu. - odpowiedział cicho Archie, nie spuszczając wzroku ze swojej szklanki. Aada uśmiechnęła się krzywo.
- Em... Taak... A skąd ta przerwa? Pokłóciliście się? - zmierzyłem ich badawczym spojrzeniem. Nie patrzyli na siebie.
- Nie. - parsknęła blondynka.  - A przyczyny nie znam. To nie była moja decyzja.
- Ja... - zaczął Cruz.
- Tak? - uśmiechnęła się do niego anielsko moja kuzynka. - No proszę, jestem ciekawa. Dlaczego najpierw Joonas zaczął mnie zlewać, a potem ty? 
- Bo... - Arch spuścił na chwilę głowę, westchnął, po czym spojrzał byłej przyjaciółce w oczy i wypalił bez ogródek: - Bo Johnny się w tobie zakochał.
Wyznał mi to, a ja nie pozwoliłem mu się z tobą spotykać, bo się bałem, że cię zrani, albo ty zranisz jego, dając mu kosza. Więc na moją wyraźną prośbę się od ciebie odsunął. Potem ja, bo wiedziałem, że jego strata cię boli, a gdybyś widywała się ze mną, nieraz byście na siebie wpadali i o. Cała filozofia. 

Aadę zamurowało. Ja wzniosłem bezradnie ręce w górę, po czym jebnąłem twarzą w stolik, rozpaczając nad kompletną głupotą tlenionego blondysia.
- Czyś.ty.do.reszty.zwariował? - wycedziła blondi, patrząc na niego morderczym wzrokiem.
- Wiem, że to było nie w porządku, ale... - próbował się wytłumaczyć Kuosmanen.
- Ty idioto, ja też byłam w nim zakochana! - przerwała mu moja kuzynka.
- .... martwiłem się. - dokończył zaskoczony Archie. 
- Wszystko zepsułeś. - jęknąła płaczliwie ona i schowała głowę w ramionach. 
- Nie wiedziałem. - szepnął.
- To mogłeś zapytać. - burknęła dziewczyna. 
- Przepraszam... - powiedział cicho Cruz.
- Przeprosiny przyjęte. Ale to już nic nie zmieni... - uśmiechnęła się zrezygnowana Aada.
- Nie... Niekoniecznie. - stwierdził stanowczo Arch i pociągnął blondynkę za rękę, wyprowadzając ją spontanicznie z klubu, bez słowa wyjaśnienia. Zamrugałem, próbując przetrawić, co on kombinuje, po czym olałem sprawę, skoro miałem dla siebie trzy piwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź żerującym na mnie pasożytem - komentuj wszystko, co tu czytasz, chociażby jednym słowem. ;)