Łeh. Codzienna rutyna. Wstać. Iść siku. Wypuścić psa na zewnątrz. A potem panikować i go łapać, bo przypomina się w czas, że nie mieszkam już w domu, tylko w bloku przy ruchliwej ulicy. Przynieść pchlarza do domu. Wrzucić go do wanny, bo już zdążył się wytarzać w błocie. Zapomnieć o tym po chwili i iść do kuchni ogarnąć śniadanko. W tym momencie powinna zadzwonić zaspana Aada, rąbnąć jakimś sucharem i zapytać, czy wychodzimy gdzieś wieczorem. Ale rutyna została przerwana. Telefon milczał, za to ktoś zaczął dowalać się do drzwi. Powlokłam się, wyjebując się po drodze na korytarzu, bo oczywiście zaplątałam się w koc, którym byłam owinięta. W końcu otworzyłam. Zanim ogarnęłam, co się kurwa właśnie odjebało, do kuchni wparowali mi trajkoczący Samy z Archiem i zaczęli zjadać moje kanapki z Nutellą.
- I mówię ci: tak na siebie patrzyli. - opowiadał z gębą pełną żarcia Kuosmanen, wytrzeszczając gały jak upośledzony, aż nasz loczkowany przyjaciel popluł się ze śmiechu swoim jedzeniem.
- Miłość. - zatrzepotał rzęsami Elbana, na co Arch zaczął symulować wymiotowanie.
- O czym wy mówicie? - jęknęłam i opadłam na krzesło obok blondysia. - I co ty tu robisz? - dodałam po chwili, uświadamiając sobie, że przez 6 lat udawał, że mnie nie zna.
- Bo ja w sumie pogodziłem wczoraj Archiego z Rasanen. - wyszczerzył się brunet.
- No tak, i doszliśmy do tego, że jak Johnny się w niej bujnął, a ja mu się kazałem trzymać od niej z dala, i sam też to zrobiłem, to ona też była w nim zakochana i no... Zjebałem im to ciut... Ale naprawiłem! Zaciągnąłem ją wczoraj do niego i jak rano dzwoniłem, to mówił, że została u niego na noc. Wniosek? Są razem. - zacmokał zadowolony z siebie Kuosmanen.
- Em... Czekaj... Co? - zamrugałam, próbując przetrawić ten natłok beztrosko zaprezentowanych mi informacji.
- A mniejsza z tym. - machnął ręką Elbana. - Wychodzimy gdzieś dzisiaj?
- Ja... - otworzyłam usta, ale Arch mi przerwał.
- Możemy iść do kina w sumie, dawno nie byłem. - tu wypił moją kawę.
- Ale.... Ekhm... Miałem bardziej na myśli to, że no... Bo skoro moja kuzynka będzie pewnie teraz siedzieć z Parkkonenem, to ten... W końcu możemy gdzieś wyjść sami... - zakłopotał się nasz thrasher, a ja otworzyłam w zdumieniu usta.
- Chcesz iść z Makelą na randkę? - zdziwił się tleniony blondasek.
- No popatrz ty, coś nieprawdopodobnego, jak ktoś może postrzegać Katariinę jako potencjalny obiekt seksualny? - syknęłam sarkastycznie i rzuciłam w niego zapalniczką leżącą na stole. Złapał ją tuż przed twarzą, cholera.
- To nie o to chodzi... Tylko no... Nie sądziłem, że między wami może coś być... - powiedział cicho Archie, pstrykając zapalniczką i nie odrywając od niej wzroku.
- A co, zazdrosny? - mrugnął do mnie złośliwie Samy.
- Wcale nie. - prychnął Kuosmanen. Oho, foch. Tylko cholera o co...
- ŻADNYCH RANDEK! - wrzasnęłam nagle i nieoczekiwanie, aż jebnięty kuzyn mojej przyjaciółki podskoczył, uderzył kolanami w stół i wylał na nas wszystkich nieszczęsną kawę. - I z waszą dwójką też nigdzie nie idę, jesteście nieznośni!
- Ale Kat... - westchnął Elbana.
- NIE! Chcę do Aady. - jęknęłam płaczliwie i wybrałam jej numer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź żerującym na mnie pasożytem - komentuj wszystko, co tu czytasz, chociażby jednym słowem. ;)