Cóż za piękny, sobotni wieczór... Który spędzałem w dresie, owinięty kocem, leżąc na kanapie, jedząc czekoladki, popijając je szampanem, słuchając Stranger In This Town Richiego Sambory i przeglądając stare zdjęcia... Ja i Archie... Archie i Aada... Aada i Katariina... Ja i Katariina... Archie i Katariina... Wszyscy razem... Ja i Aada... Auć. Odkrycie życia: uczucia nie mijają. I bolą. Zajebiście mocno.
- Joonas, idioto, otwieraj!! - usłyszałem wrzask Archa i kopnięcie w drzwi. Klikło i zapadła cisza. No tak, nie miałem siły ich zamknąć i od uderzenia się otworzyły. Trudno... Może jak będę udawać martwego, to sobie odejdzie. Zacisnąłem oczy i przestałem się ruszać. Kroki. Wciągnięcie powietrza.
- Co to za szopka? - warknięcie... Aady? Kurwa. Otworzyłem oczy. Stała z zszokowaną miną przed kanapą, a za nią Arttu z miną winowajcy.
- To... Żadna szopka. Rutyna raczej. - zachrypiałem, odkładając jej zdjęcie z niewzruszoną miną. Zmrużyła niedowierzająco swoje zadziorne oczy...
- Em... - wtrącił się Archie. - Jakby to powiedzieć... Johnny... Okazało się właśnie dosłownie przed dziesięcioma minutami, że niepotrzebnie ci się wtedy kazałem trzymać od niej z dala, bo ona też była w tobie zakochana...
Zamarłem i upuściłem butelkę z alkoholem na podłogę. Ten tleniony idiota wyszczerzył się i zaczął wycofywać, a Rasanen westchnęła, usiadła na stoliku, objęła się ramionami i spuściła wzrok. Przytrzymałem płatki nosa, próbując się uspokoić i odwieść swój mózg od pomysłu wstania i wjebania przyjacielowi. Tymczasem on zachichotał nerwowo i spierdolił czym szybciej z mojego mieszkania.
- Kuosmanen trochę zjebał nam te 6 lat, co? - uśmiechnęła się krzywo moja pierwsza i jedyna miłość.
- Trochę? - parsknąłem. - Przez ten cały czas serce mi się rozpadało na kawałki. Powiem ci... Bolesny proces.
- No... To i tak trzymałeś się lepiej niż ja. W chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, że się wyprowadziłeś, a ja nie znam twojego adresu, moje serce umarło i wypadło. Ale to prawda, proces gojenia powstałej dziury był cholernie bolesny i jeszcze się nie skończył.
- A czy... Hmm... Ty dalej... - próbowałem z siebie wykrztusić to ważne pytanie.
- Tak? - zapytała, patrząc na mnie z nadzieją. Przełknąłem ślinę.
- Byłabyś chętna... Nie... No... Czy ten... Chciałabyś... B-by... - kurwa. Jakie to jest trudne.
- Być z tobą? - uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Tak. - szepnąłem, uciekając wzrokiem w bok. Usłyszałem kroki, a potem poczułem obok mnie czyjś ciężar na uginającym się materiale kanapy.
- Nic innego nie jest mi bardziej potrzebne do szczęścia. - powiedziała i wtuliła się we mnie. Poczułem wszechogarniające ciepło na sercu i objąłem ją ramionami.
- Kocham cię. - wyznałem cicho i pocałowałem ją w czubek głowy.
- Ja ciebie też. - mruknęła, mocniej mnie przytulając. Hmm... W końcu wszystko było tak, jak powinno być. Chcę tak już do końca świata.
Zwariowana historia o kilkunastu fińskich i szwedzkich muzykach. Niech ona zachęca sama za siebie. ;)
piątek, 23 września 2016
środa, 21 września 2016
Samy
- To co, kuzynka, ruszasz tą dupę?? - wydarłem się, stając pod oknem.
- A spierdalaj! Nigdzie nie idę! - odwrzeszczała, nie zaszczycając mnie pojawieniem się na widoku.
- Czemu?? - krzyknąłem, olewając jej niechęć. I tak pójdzie.
- Piosenkę chcę napisać nooo! - głośno jęknęła.
- Nie zając, nie ucieknie!!! Chodź! - podniosłem kamień i wycelowałem w okno. Trafiłem i chyba coś rozbiłem, bo usłyszałem jakiś huk. Ups..
- No nie!! Moje piwo, dupku!! - w końcu zirytowana blondynka do mnie wyjrzała.
- Sorka no, postawię ci nawet kilka, jak ze mną wyjdziesz. - wyszczerzyłem się, a ona przewróciła oczami.
- Ale że też wcelowałeś w drugie piętro... - pochwaliła mnie w upośledzony sposób po chwili zadumy.
- Bo zdolny ze mnie facet. - zatrzepotałem rzęsami.
- Jasne. - prychnęła.
- To co, idziesz? Arttu też będzie. - próbowałem dalej.
- I to niby ma mnie zachęcić? - uniosła jedną brew.
- Ech... No ale no... Pliska, chodź. - zacząłem marudzić.
- No dobra, gnoju. Czekaj chwilę, wezmę kurtkę. - pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Uśmiechnąłem się triumfalnie i oparłem o latarnię. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do kumpla.
- Tak?
- Siemasz, Archie!
- No cześć. Jak tam?
- A super, super, dziękuję. Słuchaj, wbij dzisiaj do Tavastii, co?
- W sumie i tak nie miałem na dzisiaj żadnych planów, także mogę wpaść. Kiedy tam będziesz?
- No właśnie tam będę szedł, tylko jeszcze czekam na kogoś. Arttu będzie trochę później.
- No ok. To nie przedłużam, do zobaczenia w klubie. Będę za jakieś pół godziny.
- Ok, narka. - mruknąłem zadowolony i się rozłączyłem. Już od dłuższego czasu szykowałem konfrontację Archa z Aadą. O wilku mowa. Moja rodzona kuzynka właśnie wyszła z klatki i ruszyła w moją stronę, kopiąc wszystko, co napotkała na swej drodze, łącznie z jakimś biednym kotem.
- Nie w nastroju? - zagwizdałem, obejmując ją ramieniem.
- A jak myślisz? - łypnęła na mnie.
- Spoczko, od tego jestem, by poprawiać ci humor. - mrugnąłem i zarwałem kuksańsa w żebra jej łokciem.
- Chyba od irytowania mnie. - warknęła.
- A czy jest coś, co cię nie irytuje? - zachichotałem.
- Nie, masz rację, świat jest bezdennie beznadziejny. - westchnęła.
- Nieprawda, będzie dobrze i zresztą trzeba się cieszyć życiem. - pstryknąłem ją w nos, na co ona kichnęła. Po chwili się uśmiechnęła.
- Chciałabym być jak ty. - odetchnęła głęboko.
- Kiedyś byłaś... - stwierdziłem cicho.
- Właśnie. Kiedyś. - pokiwała głową smutno.
- Nie rozumiem... Tak bardzo się przyjaźniliście i rozumieliście... Czemu urwaliście kontakt? - zapytałem nieśmiało. Szatan nie lubił rozmawiać o uczuciach.
- Wiesz... Ja nie wciskam się nigdzie na siłę. Skoro nie czują potrzeby zadawania się ze mną, to ja nie będę za nimi latać. - zacisnęła powieki.
- Coś mi w tym wszystkim nie gra... - zmrużyłem oczy w zamyśleniu.
- Odpuść. - szepnęła. Pokręciłem głową w milczeniu i otworzyłem przed nią drzwi Tavastii, dokąd właśnie doszliśmy. Zajęliśmy nasz stały stolik, a po chwili zaczęli podchodzić fani i musieliśmy rozdać kilkanaście autografów.
- Tęsknisz trochę za czasami, gdy to my byliśmy fanami i łapaliśmy tutaj naszych idoli? - spytała nostalgicznie blondi, opierając łokieć na stoliku, a na dłoni policzek.
- Czasem. Ale od dawna marzyliśmy o tym, by być sławnymi, no i mamy to, co chcieliśmy. - uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco i poszedłem zamówić nam piwo. Stanąłem przy barze i w tym samym momencie zobaczyłem wchodzącego do lokalu Cruza. Pomachałem ręką, by zwrócić na siebie jego uwagę i gdy ruszył w moim kierunku, powiedziałem do barmana: - Trzy lane.
Wyjąłem odpowiednią kwotę i położyłem na ladzie, czekając z jednej strony na alkohol, a z drugiej na przyjaciela.
- No hej, młody. - wyszczerzył się i do mnie i przybiliśmy piątki. Podałem mu jedno piwo, a sam wziąłem dwa i zacząłem prowadzić go w kierunku naszego stolika.
- Tylko ten... Nie gniewaj się na mnie, ok? - popatrzyłem na niego z miną smutnego psiaczka, gdy byliśmy już blisko.
- No ok, ale o co chodzi? - spojrzał na mnie zaskoczony. Na szczęście jeszcze nie zobaczył Aady. Ani ona jego. Zajęła się zdrapywaniem czarnego lakieru z paznokci.
- Nic, nic. - uśmiechnąłem się milusio i gdy on stanął jak wryty, ja postawiłem jedno piwo przed kuzynką, po czym ze swoim trunkiem usiadłem naprzeciwko niej. Dziewczyna zerknęła na mnie spod łba, po czym podążyła za moim wzrokiem i zobaczyła zakłopotanego, nieco przestraszonego byłego najlepszego przyjaciela. Zmrużyła oczy, zastanowiła się nad czymś przez chwilę i upiła łyk piwa.
- No cześć, Archie. Kopa lat. Będziesz tu stał jak ten kołek czy usiądziesz z nami? - o proszę, nie straciła rezonu.
- Ekhm... - odchrząknął biedny Cruzik. - Tak, tak, jeśli nie masz nic przeciwko, to usiądę.
- Spoko. - mruknęła i zaczęła obgryzać paznokieć kciuka, wlepiając wzrok w ścianę. Arch z zachowaniem odpowiedniego dystansu usiadł na kanapie obok niej. Wzniosłem oczy ku niebu i uznałem, że muszę trochę ratować sytuację.
- No to ten... Wyluzuj, Kuosmanen. Myślę, że macie sobie trochę do pogadania, nie? Kiedy się ostatnio widzieliście? - zagaiłem, popijając piwo.
- Sześć lat temu. - odpowiedział cicho Archie, nie spuszczając wzroku ze swojej szklanki. Aada uśmiechnęła się krzywo.
- Em... Taak... A skąd ta przerwa? Pokłóciliście się? - zmierzyłem ich badawczym spojrzeniem. Nie patrzyli na siebie.
- Nie. - parsknęła blondynka. - A przyczyny nie znam. To nie była moja decyzja.
- Ja... - zaczął Cruz.
- Tak? - uśmiechnęła się do niego anielsko moja kuzynka. - No proszę, jestem ciekawa. Dlaczego najpierw Joonas zaczął mnie zlewać, a potem ty?
- Bo... - Arch spuścił na chwilę głowę, westchnął, po czym spojrzał byłej przyjaciółce w oczy i wypalił bez ogródek: - Bo Johnny się w tobie zakochał.
Wyznał mi to, a ja nie pozwoliłem mu się z tobą spotykać, bo się bałem, że cię zrani, albo ty zranisz jego, dając mu kosza. Więc na moją wyraźną prośbę się od ciebie odsunął. Potem ja, bo wiedziałem, że jego strata cię boli, a gdybyś widywała się ze mną, nieraz byście na siebie wpadali i o. Cała filozofia.
Aadę zamurowało. Ja wzniosłem bezradnie ręce w górę, po czym jebnąłem twarzą w stolik, rozpaczając nad kompletną głupotą tlenionego blondysia.
- Czyś.ty.do.reszty.zwariował? - wycedziła blondi, patrząc na niego morderczym wzrokiem.
- Wiem, że to było nie w porządku, ale... - próbował się wytłumaczyć Kuosmanen.
- Ty idioto, ja też byłam w nim zakochana! - przerwała mu moja kuzynka.
- .... martwiłem się. - dokończył zaskoczony Archie.
- Wszystko zepsułeś. - jęknąła płaczliwie ona i schowała głowę w ramionach.
- Nie wiedziałem. - szepnął.
- To mogłeś zapytać. - burknęła dziewczyna.
- Przepraszam... - powiedział cicho Cruz.
- Przeprosiny przyjęte. Ale to już nic nie zmieni... - uśmiechnęła się zrezygnowana Aada.
- Nie... Niekoniecznie. - stwierdził stanowczo Arch i pociągnął blondynkę za rękę, wyprowadzając ją spontanicznie z klubu, bez słowa wyjaśnienia. Zamrugałem, próbując przetrawić, co on kombinuje, po czym olałem sprawę, skoro miałem dla siebie trzy piwa.
- A spierdalaj! Nigdzie nie idę! - odwrzeszczała, nie zaszczycając mnie pojawieniem się na widoku.
- Czemu?? - krzyknąłem, olewając jej niechęć. I tak pójdzie.
- Piosenkę chcę napisać nooo! - głośno jęknęła.
- Nie zając, nie ucieknie!!! Chodź! - podniosłem kamień i wycelowałem w okno. Trafiłem i chyba coś rozbiłem, bo usłyszałem jakiś huk. Ups..
- No nie!! Moje piwo, dupku!! - w końcu zirytowana blondynka do mnie wyjrzała.
- Sorka no, postawię ci nawet kilka, jak ze mną wyjdziesz. - wyszczerzyłem się, a ona przewróciła oczami.
- Ale że też wcelowałeś w drugie piętro... - pochwaliła mnie w upośledzony sposób po chwili zadumy.
- Bo zdolny ze mnie facet. - zatrzepotałem rzęsami.
- Jasne. - prychnęła.
- To co, idziesz? Arttu też będzie. - próbowałem dalej.
- I to niby ma mnie zachęcić? - uniosła jedną brew.
- Ech... No ale no... Pliska, chodź. - zacząłem marudzić.
- No dobra, gnoju. Czekaj chwilę, wezmę kurtkę. - pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Uśmiechnąłem się triumfalnie i oparłem o latarnię. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do kumpla.
- Tak?
- Siemasz, Archie!
- No cześć. Jak tam?
- A super, super, dziękuję. Słuchaj, wbij dzisiaj do Tavastii, co?
- W sumie i tak nie miałem na dzisiaj żadnych planów, także mogę wpaść. Kiedy tam będziesz?
- No właśnie tam będę szedł, tylko jeszcze czekam na kogoś. Arttu będzie trochę później.
- No ok. To nie przedłużam, do zobaczenia w klubie. Będę za jakieś pół godziny.
- Ok, narka. - mruknąłem zadowolony i się rozłączyłem. Już od dłuższego czasu szykowałem konfrontację Archa z Aadą. O wilku mowa. Moja rodzona kuzynka właśnie wyszła z klatki i ruszyła w moją stronę, kopiąc wszystko, co napotkała na swej drodze, łącznie z jakimś biednym kotem.
- Nie w nastroju? - zagwizdałem, obejmując ją ramieniem.
- A jak myślisz? - łypnęła na mnie.
- Spoczko, od tego jestem, by poprawiać ci humor. - mrugnąłem i zarwałem kuksańsa w żebra jej łokciem.
- Chyba od irytowania mnie. - warknęła.
- A czy jest coś, co cię nie irytuje? - zachichotałem.
- Nie, masz rację, świat jest bezdennie beznadziejny. - westchnęła.
- Nieprawda, będzie dobrze i zresztą trzeba się cieszyć życiem. - pstryknąłem ją w nos, na co ona kichnęła. Po chwili się uśmiechnęła.
- Chciałabym być jak ty. - odetchnęła głęboko.
- Kiedyś byłaś... - stwierdziłem cicho.
- Właśnie. Kiedyś. - pokiwała głową smutno.
- Nie rozumiem... Tak bardzo się przyjaźniliście i rozumieliście... Czemu urwaliście kontakt? - zapytałem nieśmiało. Szatan nie lubił rozmawiać o uczuciach.
- Wiesz... Ja nie wciskam się nigdzie na siłę. Skoro nie czują potrzeby zadawania się ze mną, to ja nie będę za nimi latać. - zacisnęła powieki.
- Coś mi w tym wszystkim nie gra... - zmrużyłem oczy w zamyśleniu.
- Odpuść. - szepnęła. Pokręciłem głową w milczeniu i otworzyłem przed nią drzwi Tavastii, dokąd właśnie doszliśmy. Zajęliśmy nasz stały stolik, a po chwili zaczęli podchodzić fani i musieliśmy rozdać kilkanaście autografów.
- Tęsknisz trochę za czasami, gdy to my byliśmy fanami i łapaliśmy tutaj naszych idoli? - spytała nostalgicznie blondi, opierając łokieć na stoliku, a na dłoni policzek.
- Czasem. Ale od dawna marzyliśmy o tym, by być sławnymi, no i mamy to, co chcieliśmy. - uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco i poszedłem zamówić nam piwo. Stanąłem przy barze i w tym samym momencie zobaczyłem wchodzącego do lokalu Cruza. Pomachałem ręką, by zwrócić na siebie jego uwagę i gdy ruszył w moim kierunku, powiedziałem do barmana: - Trzy lane.
Wyjąłem odpowiednią kwotę i położyłem na ladzie, czekając z jednej strony na alkohol, a z drugiej na przyjaciela.
- No hej, młody. - wyszczerzył się i do mnie i przybiliśmy piątki. Podałem mu jedno piwo, a sam wziąłem dwa i zacząłem prowadzić go w kierunku naszego stolika.
- Tylko ten... Nie gniewaj się na mnie, ok? - popatrzyłem na niego z miną smutnego psiaczka, gdy byliśmy już blisko.
- No ok, ale o co chodzi? - spojrzał na mnie zaskoczony. Na szczęście jeszcze nie zobaczył Aady. Ani ona jego. Zajęła się zdrapywaniem czarnego lakieru z paznokci.
- Nic, nic. - uśmiechnąłem się milusio i gdy on stanął jak wryty, ja postawiłem jedno piwo przed kuzynką, po czym ze swoim trunkiem usiadłem naprzeciwko niej. Dziewczyna zerknęła na mnie spod łba, po czym podążyła za moim wzrokiem i zobaczyła zakłopotanego, nieco przestraszonego byłego najlepszego przyjaciela. Zmrużyła oczy, zastanowiła się nad czymś przez chwilę i upiła łyk piwa.
- No cześć, Archie. Kopa lat. Będziesz tu stał jak ten kołek czy usiądziesz z nami? - o proszę, nie straciła rezonu.
- Ekhm... - odchrząknął biedny Cruzik. - Tak, tak, jeśli nie masz nic przeciwko, to usiądę.
- Spoko. - mruknęła i zaczęła obgryzać paznokieć kciuka, wlepiając wzrok w ścianę. Arch z zachowaniem odpowiedniego dystansu usiadł na kanapie obok niej. Wzniosłem oczy ku niebu i uznałem, że muszę trochę ratować sytuację.
- No to ten... Wyluzuj, Kuosmanen. Myślę, że macie sobie trochę do pogadania, nie? Kiedy się ostatnio widzieliście? - zagaiłem, popijając piwo.
- Sześć lat temu. - odpowiedział cicho Archie, nie spuszczając wzroku ze swojej szklanki. Aada uśmiechnęła się krzywo.
- Em... Taak... A skąd ta przerwa? Pokłóciliście się? - zmierzyłem ich badawczym spojrzeniem. Nie patrzyli na siebie.
- Nie. - parsknęła blondynka. - A przyczyny nie znam. To nie była moja decyzja.
- Ja... - zaczął Cruz.
- Tak? - uśmiechnęła się do niego anielsko moja kuzynka. - No proszę, jestem ciekawa. Dlaczego najpierw Joonas zaczął mnie zlewać, a potem ty?
- Bo... - Arch spuścił na chwilę głowę, westchnął, po czym spojrzał byłej przyjaciółce w oczy i wypalił bez ogródek: - Bo Johnny się w tobie zakochał.
Wyznał mi to, a ja nie pozwoliłem mu się z tobą spotykać, bo się bałem, że cię zrani, albo ty zranisz jego, dając mu kosza. Więc na moją wyraźną prośbę się od ciebie odsunął. Potem ja, bo wiedziałem, że jego strata cię boli, a gdybyś widywała się ze mną, nieraz byście na siebie wpadali i o. Cała filozofia.
Aadę zamurowało. Ja wzniosłem bezradnie ręce w górę, po czym jebnąłem twarzą w stolik, rozpaczając nad kompletną głupotą tlenionego blondysia.
- Czyś.ty.do.reszty.zwariował? - wycedziła blondi, patrząc na niego morderczym wzrokiem.
- Wiem, że to było nie w porządku, ale... - próbował się wytłumaczyć Kuosmanen.
- Ty idioto, ja też byłam w nim zakochana! - przerwała mu moja kuzynka.
- .... martwiłem się. - dokończył zaskoczony Archie.
- Wszystko zepsułeś. - jęknąła płaczliwie ona i schowała głowę w ramionach.
- Nie wiedziałem. - szepnął.
- To mogłeś zapytać. - burknęła dziewczyna.
- Przepraszam... - powiedział cicho Cruz.
- Przeprosiny przyjęte. Ale to już nic nie zmieni... - uśmiechnęła się zrezygnowana Aada.
- Nie... Niekoniecznie. - stwierdził stanowczo Arch i pociągnął blondynkę za rękę, wyprowadzając ją spontanicznie z klubu, bez słowa wyjaśnienia. Zamrugałem, próbując przetrawić, co on kombinuje, po czym olałem sprawę, skoro miałem dla siebie trzy piwa.
czwartek, 15 września 2016
Olli
Próby zaprowadzenia Archiego do dentysty są katorgą. Przysięgam.
- Arttu, bądź poważny, proszę. To tylko lekarz. - westchnąłem, idąc obok młodszego przyjaciela.
- Jestem poważny. Tylko ten... to boli. - jęknął, spowalniając krok tym bardziej, im bliżej byliśmy gabinetu.
- Lepiej wyleczyć to od razu, jak tylko trochę boli, niż żeby potem ci się ząb rozpierdolił i by go wyrwali, tak? - tłumaczyłem rozsądnie, gdy nagle Arch odwrócił się i zaczął spierdalać w stronę wyjścia. Stanąłem jak wryty. Na szczęście przed budynkiem czekał na nas przezorny Johnny i po niespełna minucie pojawił się z miną typu "A nie mówiłem?" i wyrywającym się Archiem, którego trzymał za ramię.
- On się nigdy nie zmieni. - pokręcił głową ze zrezygnowaniem Joonas.
- I co z tego?? Macie mnie kochać noo! - chlipnął Arttu, kopiąc przyjaciela po kostkach.
- Kochamy... I właśnie dlatego masz przestać się mazać i iść na tą jebaną wizytę! - Oho... Johnny tracił cierpliwość.
- No i pójdę. - obraził się Arch, wyrywając się nagle i przybierając buńczuczną minę, ruszył w stronę gabinetu. Joonas zmrużył podejrzliwie oczy i dla pewności stanął ponownie przed wyjściem. Westchnąłem ciężko i oparłem się o ścianę obok młodego gitarzysty... a właściwie to multiinstrumentalisty.
- Johnny... - zacząłem delikatnie.
- Tak? - uniósł jedną brew, wyciągając Lucky Strike'a z paczki i rozglądając się, czy aby nie ma nigdzie ochroniarza i skierowanej w naszą stronę kamery.
- Słuchaj... Słyszałeś o zespole The Pretty Reckless? - skierowałem dyskretnie rozmowę na pożądany tor. Joonas zamarł na chwilę z papierosem w ustach i podłożoną zapalniczką, ale po chwili się otrząsnął, spokojnie dokończył proces odpalania i spojrzał na mnie badawczo.
- Tak, znam ten zespół. - odparł. - Nawet byłem na kilku koncertach... - dodał ciszej.
- No tak... - zakaszlałem. - Wiesz, przyjaźnię się z ich wokalistką.
- Tak, wiem. - zacisnął usta.
- I... Z tego, co wiem, też kiedyś się z nią przyjaźniłeś... - mruknąłem zmieszany.
- Tak. Kiedyś. - wzruszył ramionami, zaciągając się papierosem z zamkniętymi oczami.
- Mhm... A mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego... no wiesz... przestałeś? - podrapałem się po karku.
- A mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego chcesz to wiedzieć? - niespodziewanie warknął.
- Bo... - odetchnąłem głęboko. - Ponieważ wiem, że to odcisnęło na niej naprawdę wielkie piętno, długo nie mogła się pozbierać, a i do tej pory nie jest tak dobrze, jak mogłoby być.
- Niby dlaczego akurat strata mnie miałaby tak na nią wpłynąć? - zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Widocznie byłeś dla niej ważny. Jak bardzo, to na to pytanie powinieneś odpowiedzieć sobie sam. - łypnąłem na niego.
- No... Ale było, minęło. - szepnął, patrząc gdzieś w bok z widocznym bólem w oczach.
- Czy minęło, tego nie możesz wiedzieć. A ja się o nią martwię i uważam, że należy jej się rozmowa. - stwierdziłem nieco gniewnie i oderwałem się od ściany. Wychodząc z budynku, rzuciłem przez ramię: - Ten kretyn Arttu też mógłby z nią porozmawiać.
- Arttu, bądź poważny, proszę. To tylko lekarz. - westchnąłem, idąc obok młodszego przyjaciela.
- Jestem poważny. Tylko ten... to boli. - jęknął, spowalniając krok tym bardziej, im bliżej byliśmy gabinetu.
- Lepiej wyleczyć to od razu, jak tylko trochę boli, niż żeby potem ci się ząb rozpierdolił i by go wyrwali, tak? - tłumaczyłem rozsądnie, gdy nagle Arch odwrócił się i zaczął spierdalać w stronę wyjścia. Stanąłem jak wryty. Na szczęście przed budynkiem czekał na nas przezorny Johnny i po niespełna minucie pojawił się z miną typu "A nie mówiłem?" i wyrywającym się Archiem, którego trzymał za ramię.
- On się nigdy nie zmieni. - pokręcił głową ze zrezygnowaniem Joonas.
- I co z tego?? Macie mnie kochać noo! - chlipnął Arttu, kopiąc przyjaciela po kostkach.
- Kochamy... I właśnie dlatego masz przestać się mazać i iść na tą jebaną wizytę! - Oho... Johnny tracił cierpliwość.
- No i pójdę. - obraził się Arch, wyrywając się nagle i przybierając buńczuczną minę, ruszył w stronę gabinetu. Joonas zmrużył podejrzliwie oczy i dla pewności stanął ponownie przed wyjściem. Westchnąłem ciężko i oparłem się o ścianę obok młodego gitarzysty... a właściwie to multiinstrumentalisty.
- Johnny... - zacząłem delikatnie.
- Tak? - uniósł jedną brew, wyciągając Lucky Strike'a z paczki i rozglądając się, czy aby nie ma nigdzie ochroniarza i skierowanej w naszą stronę kamery.
- Słuchaj... Słyszałeś o zespole The Pretty Reckless? - skierowałem dyskretnie rozmowę na pożądany tor. Joonas zamarł na chwilę z papierosem w ustach i podłożoną zapalniczką, ale po chwili się otrząsnął, spokojnie dokończył proces odpalania i spojrzał na mnie badawczo.
- Tak, znam ten zespół. - odparł. - Nawet byłem na kilku koncertach... - dodał ciszej.
- No tak... - zakaszlałem. - Wiesz, przyjaźnię się z ich wokalistką.
- Tak, wiem. - zacisnął usta.
- I... Z tego, co wiem, też kiedyś się z nią przyjaźniłeś... - mruknąłem zmieszany.
- Tak. Kiedyś. - wzruszył ramionami, zaciągając się papierosem z zamkniętymi oczami.
- Mhm... A mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego... no wiesz... przestałeś? - podrapałem się po karku.
- A mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego chcesz to wiedzieć? - niespodziewanie warknął.
- Bo... - odetchnąłem głęboko. - Ponieważ wiem, że to odcisnęło na niej naprawdę wielkie piętno, długo nie mogła się pozbierać, a i do tej pory nie jest tak dobrze, jak mogłoby być.
- Niby dlaczego akurat strata mnie miałaby tak na nią wpłynąć? - zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Widocznie byłeś dla niej ważny. Jak bardzo, to na to pytanie powinieneś odpowiedzieć sobie sam. - łypnąłem na niego.
- No... Ale było, minęło. - szepnął, patrząc gdzieś w bok z widocznym bólem w oczach.
- Czy minęło, tego nie możesz wiedzieć. A ja się o nią martwię i uważam, że należy jej się rozmowa. - stwierdziłem nieco gniewnie i oderwałem się od ściany. Wychodząc z budynku, rzuciłem przez ramię: - Ten kretyn Arttu też mógłby z nią porozmawiać.
piątek, 9 września 2016
Aada
W swoim życiu miałam lepsze i gorsze okresy. Mimo wszystko zawsze byli przy mnie ludzie, którzy mnie kochali. Niezależnie od tego, czy wolałam być sama, czy potrzebowałam towarzystwa, oni zawsze przy mnie byli. I to się im chwali. Choć nieraz miałam ochotę im łeb ukręcić.
Przede wszystkim moja przyjaciółka: najlepsza na świecie Katariina. Znamy się od urodzenia. Nie zamieniłabym ją za nic w świecie, bo zawsze trzymałyśmy się we dwie - przeciwko całemu światu. Obie równie mocno, choć inaczej, jebnięte. Nigdy się nie kłóciłyśmy, zawsze byłyśmy przy sobie. Dalej jesteśmy i myślę, że już do końca będziemy.
Dalej: Archie. Sąsiad z naprzeciwka, towarzysz psot z dzieciństwa aż po okres nastoletni. Głupi buc, który działał mi na nerwy, a ja lubowałam się w dokuczaniu mu. Tak... Był trochę jak brat, którego nigdy nie miałam. Nie cierpieliśmy się, ale kochaliśmy. Potem nasze drogi zaczęły się rozchodzić - oboje staliśmy się muzykami i nigdy nie wpadł nam do głowy pomysł założenia wspólnie zespołu, więc naturalną koleją losu zaczęliśmy obracać się w innym towarzystwie. Następnie wynieśliśmy się z obrzeży do stolicy... I właściwie już nie mamy kontaktu. Mimo wszystko tęsknię. Ale mam nadzieję, że spełniając swe marzenia jest szczęśliwy.
Następnie: Joonas... Poznałam go dzięki Archiemu, zaprzyjaźnili się w szkole i stali się sobie tak bliscy jak ja i Katariina. Założyli razem zespół. To nie było tak, że Johnny zabrał mi Archa. Na początku włóczyliśmy się całą czwórką. Często też zdarzało się, że ja i Joonas siedzieliśmy wieczorami na dachu domu moich dziadków, paląc papierosy, podziwiając gwiazdy i rozmawiając o życiu. Myślę, że to dlatego się w nim zakochałam. Tak... Johnny był moją pierwszą miłością. I, jak do tej pory, jedyną. Oczywiście, nigdy nie miałam na tyle odwagi, by mu to wyznać. Wydaje mi się, że z czasem się domyślił... I dlatego się odsunął. Teraz, tak samo jak z Archem, nie mam już z nim kontaktu... Złamał mi serce. A i tak chyba kocham.
Oczywiście jego też nie może tu zabraknąć: mój kuzyn, Samy. Wesoły i radosny chłopak uwielbiający dobrą zabawę. W dzieciństwie nie rozstawał się z deskorolką, na której oczywiście zaliczył wiele urazów podczas wykonywania ewolucji. Z czasem miłość do gitary przeważyła i tak jak my, Samy został muzykiem. Uwielbiam jego ciągłą nawijkę i to, że wyciąga mnie na imprezy, chociaż nigdy nie powiedziałam mu niczego milszego niż to, że jest największym palantem, jaki kiedykolwiek się narodził.
Wielki wpływ na mnie miała też moja ukochana babcia, Hanna. Najbardziej wyluzowana, a jednocześnie troskliwa staruszka, na świecie. Dbała o mnie i Samy'ego, a także o naszych przyjaciół. Chciałabym powiedzieć, że robi to dalej... Ale dokładnie dwa tygodnie temu zmarła... Tęsknię za nią. Do tej pory nie mogę się pozbierać... Była, jest i będzie najważniejszą osobą w moim wąskim kręgu bliskich mi ludzi.
I na końcu: Olli. Mój mentalny mentor. Poznałam go w jednym z helsińskich klubów, gdy mój zespół supportował jego. Od razu złapaliśmy nić porozumienia, a on zaczął traktować mnie jak młodszą siostrzyczkę. Zawsze służy mi radą co do muzyki i rzeczy z występowaniem powiązanych, ale wypłakiwać się na jego ramieniu w chwilach słabości również mi pozwala. Najlepszy przyjaciel, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Przede wszystkim moja przyjaciółka: najlepsza na świecie Katariina. Znamy się od urodzenia. Nie zamieniłabym ją za nic w świecie, bo zawsze trzymałyśmy się we dwie - przeciwko całemu światu. Obie równie mocno, choć inaczej, jebnięte. Nigdy się nie kłóciłyśmy, zawsze byłyśmy przy sobie. Dalej jesteśmy i myślę, że już do końca będziemy.
Dalej: Archie. Sąsiad z naprzeciwka, towarzysz psot z dzieciństwa aż po okres nastoletni. Głupi buc, który działał mi na nerwy, a ja lubowałam się w dokuczaniu mu. Tak... Był trochę jak brat, którego nigdy nie miałam. Nie cierpieliśmy się, ale kochaliśmy. Potem nasze drogi zaczęły się rozchodzić - oboje staliśmy się muzykami i nigdy nie wpadł nam do głowy pomysł założenia wspólnie zespołu, więc naturalną koleją losu zaczęliśmy obracać się w innym towarzystwie. Następnie wynieśliśmy się z obrzeży do stolicy... I właściwie już nie mamy kontaktu. Mimo wszystko tęsknię. Ale mam nadzieję, że spełniając swe marzenia jest szczęśliwy.
Następnie: Joonas... Poznałam go dzięki Archiemu, zaprzyjaźnili się w szkole i stali się sobie tak bliscy jak ja i Katariina. Założyli razem zespół. To nie było tak, że Johnny zabrał mi Archa. Na początku włóczyliśmy się całą czwórką. Często też zdarzało się, że ja i Joonas siedzieliśmy wieczorami na dachu domu moich dziadków, paląc papierosy, podziwiając gwiazdy i rozmawiając o życiu. Myślę, że to dlatego się w nim zakochałam. Tak... Johnny był moją pierwszą miłością. I, jak do tej pory, jedyną. Oczywiście, nigdy nie miałam na tyle odwagi, by mu to wyznać. Wydaje mi się, że z czasem się domyślił... I dlatego się odsunął. Teraz, tak samo jak z Archem, nie mam już z nim kontaktu... Złamał mi serce. A i tak chyba kocham.
Oczywiście jego też nie może tu zabraknąć: mój kuzyn, Samy. Wesoły i radosny chłopak uwielbiający dobrą zabawę. W dzieciństwie nie rozstawał się z deskorolką, na której oczywiście zaliczył wiele urazów podczas wykonywania ewolucji. Z czasem miłość do gitary przeważyła i tak jak my, Samy został muzykiem. Uwielbiam jego ciągłą nawijkę i to, że wyciąga mnie na imprezy, chociaż nigdy nie powiedziałam mu niczego milszego niż to, że jest największym palantem, jaki kiedykolwiek się narodził.
Wielki wpływ na mnie miała też moja ukochana babcia, Hanna. Najbardziej wyluzowana, a jednocześnie troskliwa staruszka, na świecie. Dbała o mnie i Samy'ego, a także o naszych przyjaciół. Chciałabym powiedzieć, że robi to dalej... Ale dokładnie dwa tygodnie temu zmarła... Tęsknię za nią. Do tej pory nie mogę się pozbierać... Była, jest i będzie najważniejszą osobą w moim wąskim kręgu bliskich mi ludzi.
I na końcu: Olli. Mój mentalny mentor. Poznałam go w jednym z helsińskich klubów, gdy mój zespół supportował jego. Od razu złapaliśmy nić porozumienia, a on zaczął traktować mnie jak młodszą siostrzyczkę. Zawsze służy mi radą co do muzyki i rzeczy z występowaniem powiązanych, ale wypłakiwać się na jego ramieniu w chwilach słabości również mi pozwala. Najlepszy przyjaciel, jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)