Łeh. Kolejne święta. Na co to komu, ja się pytam. I jeszcze te całe zjazdy... FU. W tym roku zaciągnięto mnie siłą, agresją i przemocą do rodzinnego domu Archa. Bosze, wali tylko wszędzie piernikami i pełno ludzi. Ja nie wytrzymam psychicznie w takich warunkach, przysięgam...
- Ty nie siedź taki naburmuszony, tylko pokrój tego selera do zapiekanki. - pogoniła mnie mama Archiego.
- Nie, nie, nie... To chyba nie jest dobry pomysł dawać mu nóż do rąk. - zaprotestowała Katariina. Spojrzałem na nią morderczym wzrokiem i buntowniczo chwyciłem za ostrze. Tak, za ostrze, nie za rączkę. Przeciąłem się.
- Cholera. - syknąłem, upuściłem nóż i spojrzałem na zakrwawioną rękę.
- Chodź psycholu. - pokręciła głową z politowaniem Vilme i zaciągnęła mnie do łazienki.
- TAZZY, JESTEM SAM Z TWOJĄ DZIEWCZYNĄ W ŁAZIENCE! - wrzasnąłem złośliwie.
- Tylko posprzątaj, jak już skończysz ją mordować. - wzruszył ramionami przechodzący obok młodszy brat Kuosmanena.
- Zero wdzięczności, ja nie wiem. - fuknęła Vilme, przemywając mi ranę. O, jak fajnie piecze, geez. Po chwili ją zabandażowała i kazała poczekać grzecznie na kanapie, bo do kuchni to ja się nie nadaję. Wszedłem do salonu, zastając Archa, Joonasa, Aadę i Samy'ego ubierających choinkę. Tazz tylko siedział przy barku i podpijał whisky.
- Masz się ze mną zamienić. - stuknąłem go w ramię i wskazałem na kuchnię. Perkusista westchnął ciężko i podreptał do babskiego zakątka. Z zadowoloną miną chwyciłem za butelkę i pociągnąłem łyka.
- Nie no, aniołki mają być na górze, bo bliżej nieba. - jojczał Archie.
- Jakiego nieba? - Rasanen spojrzała na niego jak na debila.
- Oj, no czepiasz się. Latać mają i o. - obraził się wytleniony blondyś.
- Eej... To może przywieśmy je do wiatraka?! - wpadł na pomysł Samy.
- Dobre to jest! Jak się włączy, to będą latać! - wyszczerzyła się jego kuzynka.
- Kto używa wiatraka zimą? - zmarszczył brwi Parkkonen.
- MY! - odpowiedziała mu pozostała trójka. Elbana poleciał po drabinę, a nasz lider zaczął wysypywać zawartość szuflad w poszukiwaniu Super Glue. Aada z uśmiechem usiłowała zatknąć gwiazdę na czubek choinki, ale z racji niskiego wzrostu polegało to tylko na podskakiwaniu i machaniu plastikiem.
- Poczekaj, pomogę ci... - zaoferował się rycersko Johnny, ale w momencie, kiedy wyciągał rękę po ozdobę, jego dziewczyna podskoczyła, uderzając go niechcący palcem w oko, przez co gitarzysta zasyczał i zatoczył się na choinkę, przewracając ją. Zaskoczona blondynka zaplątała się w jego nogi i również runęła na drzewko. Hukowi rozbitych bombek towarzyszył mój śmiech.
- Co wyście najlepszego zrobili? - załamała ręce przyciągnięta hałasem babcia Kuosmanen.
- Magię świąt. - zarechotał wrednie Arch trzymający w lewej ręce tubkę kleju, a w prawej smartfon. A to chujec, zdążył wszystko nagrać na Snapchata..
- Joonas posprząta. - machnęła lekceważąco ręką Rasanen, wygrzebując się z łańcuchów.
- Dlaczego tylko ja?! - oburzył się brunet. - To twoja wina!
- A chcesz spać na kanapie? - zagroziła mu.
- Uch... No dobra, posprzątam... - jej chłopak zwiesił smętnie głowę.
- Ach te kobiece metody. - starsza pani otarła łezkę wzruszenia, poklepała wnuczka po główce i poczłapała do łazienki.
- Dobrze, że w kuchni was nie ma, bo tam byście narobili gorszego zamieszania. - zachichotał Samy ciągnący za sobą drabinę.
- Dobra, ustawiaj ją! - zakomenderowała Aada, podskakując pod wiatrakiem.
- No już, jezuu... - zamarudził Elbana, zaciągnął drabinę do swojej kuzynki i ustawił ją.
- Dasz radę? - kuzynostwo zapytało jednocześnie z powątpiewaniem gramolącego się już na drabinę Archiego.
- No oczywiście! Kto jak nie ja? - sapnął tleniony pulpet.
- W sumie to praktycznie każdy. - wtrącił się Parkkonen, który ustawiał z powrotem choinkę.
- A jebajcie się. - obraził się Kuosmanen.
- Bez fochów mnie tu, przyklejaj aniołki! - skarciła go blondi.
- Już, jezu, pali się czy co... - fuknął Arch.
- Jeszcze tego brakuje. - złapał się za serce Johnny.
- Ale mam je przykleić kłakami czy jak? - podrapał się po głowie Archie, przez co drabina niebezpiecznie się przechyliła.
- Skrzydełkami lepiej. Tak, żeby latały. - mlasnął Samy.
- Ołki dołki. - zawołał wesoło Kuosmanen i przystąpił do roboty, podczas gdy reszta skupiła się na naprawianiu choinki.
- Chyba skończyłem. - oznajmił po jakimś czasie dumny z siebie Arch.
- To ja lecę po suszarkę, żeby klej utwardzić! - wrzasnęła Rasanen i pobiegła w tylko sobie wiadomym kierunku, podczas kiedy z kuchni dobiegł nas spory wybuch.
- TAZZY!!! - krzyknęła pani Kuosmanen.
- No co?! Skąd miałem wiedzieć, że przed podgrzaniem w mikrofalówce trzeba zdjąć wieczko ze słoika?? - bronił się perkusista, podczas kiedy my popatrzyliśmy po sobie nawzajem i parsknęliśmy śmiechem.
- Eksplozja magii świąt. - zarechotał złośliwie Archie, podtrzymując jednego z aniołków. Po chwili Aada przytruchtała z powrotem z suszarką i energicznie podając ją przyjacielowi, uderzyła kablem w czoło swojego kuzyna. Blondaś zaczął suszyć sklejone aniołki jak gdyby nigdy nic, podczas gdy my go dopingowaliśmy. Kiedy wszystko wydawało się gotowe, Kuosmanen chciał zejść z drabiny, ale zatrzymał się gwałtownie z nietęgą miną, prawie tak, jakby sam się przykleił razem z aniołkami. Chwila moment...
- Przykleiłeś się, prawda? - zapytałem ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie-ee... Może po prostu lubię sobie tu stać z wyciągniętą do góry ręką i dotykać wiatraka? Nie oceniaj mnie! - zaśmiał się płaczliwie Arch.
- Idę po rozpuszczalnik. - westchnął Joonas i wyszedł z pomieszczenia ciężkim krokiem.
Kiedy już brunetowi udało się odkleić swojego najlepszego przyjaciela, zeskoczył gładko z drabiny, niestety, jego towarzysz nie miał na tyle szczęścia i najzwyczajniej w świecie z niej spadł prosto w stertę łańcuchów.
- Głupie święta i głupi pulpet. - zacząłem złorzeczyć pod nosem, topiąc swoje rozgoryczenie w smaku Johnnie Walkera na lodzie i nie przejmując się spojrzeniem stojącej właśnie w progu Makeli.
- Ty psychopato i alkoholiku w jednym. - westchnęła głęboko, po czym ze skonsternowaniem spojrzała na poczynania naszej Świętej Trójcy.
- Dobra, włączaj to gówno! - wyszczerzył się Archie.
- Zobaczymy, jaki z niego inżynier. - zachichotał Elbana.
- Lećcie, aniołki! - zawołała blondynka i kliknęła ten pstryczek w ścianie, co by wiatraczka uruchomić. Aniołki najpierw kręciły się pomału, ale kiedy wiatrak się rozruszał, obracały się coraz szybciej ku uciesze idiotów na dole, aż w końcu jeden z niebiańskiego orszaku, to pewnie ten cały Gabriel zasrany, postanowił unieść się ponad innymi i odczepił się od wiatraka, śmigając prosto w moją stronę. Zdążyłem tylko przełknąć łyk whisky, zanim uderzył mnie prosto w czoło i nastąpiła ciemność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź żerującym na mnie pasożytem - komentuj wszystko, co tu czytasz, chociażby jednym słowem. ;)