Od: Eric
Do: Martin
DW: Michael
Temat: Peter
Nie uwierzycie, co ten idiota dzisiaj odjebał... Dzwoni do mnie rano, żebym przywiózł mu spodnie do biura. ;-; W pierwszej reakcji pomyślałem, że się zlał, ale nie, po prostu zapomniał ubrać rano spodni, bo nie pił kawy... :') No to dobra, znalazłem u siebie te jego różowe dresy z młodości, poszedłem po kawę, wchodzę do niego... A ten leży na podłodze, bo mu krzesło obrotowe odjechało i jebnął. XD Potem jakoś wcisnął na siebie te spodnie, a jak usiadł, to one rozdarły mu się na dupie. :D I ja musiałem iść na pocztę. X'D
Hakuna matata
________________________________________________________________________________
Od: Michael
Do: Kumpel po fachu
DW: Brat
Temat: Wytleniony basista
Zastanawiające jest to, że nic a nic mnie to nie zdziwiło... W końcu to Peter. To stan umysłu. Niech zgadnę... Miałeś nic o tym nie mówić Martiemu? ;)
Jak cudownie mieć brata
_________________________________________________________
Od: Ten lepszy brat
Do: Idiota
DW: Ten mniej znany brat
Temat: Re: Peter
Bosze... A mówił, że sobie sam poradzi... Jest dorosły, odpowiedzialny... Będzie dobrze... Nie zawiedziesz się na mnie... Jego przecież nie można zostawić samego! No co za człowiek no... Brak słów... Kuniec, muszę zacząć go tam pilnować.
O którym słyszało pół świata
_________________________________________________________
Od: Informator
Do: Starszy Hosselton
DW: Młodszy Hosselton
Temat: Re: Wytleniony basista
Tak, Majki, miałem nic nie mówić Twojemu starszemu bratu. No i nie powiedziałem. Napisałem.
Marti, a będzie ci tak wygodnie dojeżdżać z obrzeży do centrum? Może ja tam z nim posiedzę, w końcu mieszkam 200m obok.
I zostawił was tata
_________________________________________________________
Od: Blond Hosselton
Do: Insromator
DW: Czorny Hosselton
Temat: Wpadka Petera
Jesteś chujowym przyjacielem. Naprawdę. Mogłeś mu zrobić zdjęcie na pamiątkę.
No właśnie braciszku, Ika nie będzie zadowolona, że dorzucasz sobie dodatkową robotę i spędzasz z nią jeszcze mniej czasu, co? ;)
A twoja matka była kudłata
_________________________________________________________
Od: Hosselton Górny
Do: Hosselton Dolny
DW: Mój zjebany perkusista
Temat: Re: Wpadka Petera
Obaj jesteście chujowymi przyjaciółmi. Było od razu zadzwonić po Christel i jej go pokazać.
Noo na pewno będzie mi strzelać fochami, ale kiedy w tym zespole tylko ja mam głowę na karku, to co zrobić? Eric wybacz, ale jakoś ci nie ufam.
I załatwiła adwokata
_________________________________________________________
Od: Idealny perkusista
Do: Hosselton Przedni
DW: Hosselton Tylny
Temat: Nasza przyszłość
Może i jestem chujowym przyjacielem, ale i tak jego najlepszym, skoro zadzwonił do mnie z prośbą o ratunek. ^^
A to łaski bez. Już palcem przy tym nie kiwnę.
Który zamknie waszego brata
_________________________________________________________
Od: Proszę mnie nie porównywać z moim bratem
Do: Powiedz im, żeby mnie do ciebie nie porównywali
DW: Gorszy perkusista ode mnie
Temat: Nie każcie mi się w to mieszać
A zaraz po wyjściu wszystko wypaplałeś. Dobra, ja spadam, muszę mu wysłać screeny tych maili, żeby pokazać, że jesteście chujowymi przyjaciółmi.
Bo on nie bzyknie adwokata
_________________________________________________________
Od: Nie moja wina, że jestem autorytetem
Do: Walący w gary
DW: Mniej zdolny brat
Temat: Re: Nasza przyszłość
Eric, po prostu alfabetycznie jesteś jesteś przede mną w jego spisie kontaktów. Dlatego zadzwonił po ciebie. I mogłeś szybciej mu przynieść te spodnie. Ale to ja zawsze pozostanę jego najlepszym przyjacielem.
No i dobrze, skoro chcesz, żebyśmy wszystkie decyzje podejmowali bez Ciebie...
Majki, paskudo...
Dokąd zmierza ta podpisowa tyrada
________________________________________________________
Od: POKRZYWDZONY
Do: ERIC CHUJU
DW: PODLI BRACIA
Temat: SPISEK
ŁADNIE TO TAK OBGADYWAĆ, CO?? ŚMIAĆ SIĘ Z LUDZKIEGO NIESZCZĘŚCIA?! TAK?? JESZCZE POŻAŁUJECIE, ZOBACZYCIE!!
Skończyła mi się marmolada
Zwariowana historia o kilkunastu fińskich i szwedzkich muzykach. Niech ona zachęca sama za siebie. ;)
sobota, 12 listopada 2016
sobota, 5 listopada 2016
Peter
Nosz cholery idzie dostać z tymi zamówieniami... Ale co zrobić, muszę udowodnić Martinowi, że jestem odpowiedzialnym, dorosłym człowiekiem i sobie z tak drobną sprawą jak zajmowanie się sklepem internetowym z naszym merchem świetnie poradzę. Co my tu mamy... DVD i koszulka, ok... Idziemy do magazynu... Wyciągamy odpowiednie rzeczy... Kurwa... Pociągniesz za koszulkę na spodzie, to już zwala się na ciebie masa innych... Pierdolę to... Przykryję ten bajzel na podłodze kocem, może nikt nie zauważy... No dobra, mam pieroństwo... Teraz ładnie pakujemy... Drukujemy nalepkę z adresem i przyklejamy... Trochę krzywo, ale jestem artystą, mogę mieć swoją wizję... No, pięknie odjebane. Patrzymy w komputerek... Nie ma na dzisiaj więcej zamówień, uff... Sprawdzamy skrzynkę pocztową... Mail... Ups... Zamiast dwóch frotek wysłałem jakiejś fance jedną... Spoczko foczko... Grzecznie odpiszę, że to kompletnie moja wina i w ramach przeprosin zaproponuję kartkę z naszymi autografami, o... Żeby tylko Sweet się nie dowiedział, bo znowu zacznie się gadka: "A nie mówiłem?" No, pięknie... To teraz bierzemy paczuszkę i idziemy na pocztę... Gdzie ja mam klucze... A portfel... Chuj... Chwila, moment... Ja nawet spodni na sobie nie mam... No tak... Jeszcze nie piłem kawy... Co za szataniec wymyślił rano... Hmm... Do biura jest dość spora odległość z mojego mieszkania... Że też nie zmarzłem w samych bokserkach... A, luz, jest aż 5 stopni Celsjusza. Czy ja mam tu gdzieś jakieś spodnie... Nie... Ech... No dobra, bierzemy telefon, wybieramy numer...
- Ooh, we're half way there, oohh, livin' on a prayer...
Uwielbiam to granie na czekanie...
- Haa-a-alo? Co ty mi tu z rana śpiewasz? - odebrał zaspany Eric.
- A, tak tylko... Słuchaj, przyjacielu ty mój, mam prośbę.
- Wal.
- Mógłbyś mi przywieźć spodnie do biura?
Cisza.
- Zlałeś się? - zachichotał perkusista.
- Bardzo śmieszne. - przewróciłem oczami. - Nie, po prostu rano trochę nie kontaktowałem i przyszedłem tu bez spodni i no... Teraz chciałem iść na pocztę wysłać zamówienie i się zorientowałem...
- London... Z jakiej planety do nas przybyłeś? - roześmiał się Young.
- No, kurwa... Ziom... To nie pora na nabijanie się, po prostu mnie poratuj, proszę... - jęknąłem.
- No dobra, będę za pięć minut. - dureń wciąż się śmiał.
- I ten... Jakbyś mógł nic nie wspominać Martiemu... Byłbym wdzięczny... - szepnąłem zażenowany.
- Zapomnij, stary. - parsknął rozbawiony Eric i się rozłączył.
Przyjaciele... Popatrzyłem z wyrzutem na mojego srajfona i wcisnąłem go do kieszeni... Ale nie miałem spodni, więc upadł na podłogę. Walnąłem się w czoło. Czasem sobie myślę, że średnio nadaję się do życia... Z taką refleksją egzystencjalną usiadłem na krześle obrotowym... Ale chujstwo spierdoliło i spadłem na podłogę obok zasranego srajfona... W tym momencie do pomieszczenia wpadł mój kumpel, w jednej ręce niosąc reklamówkę ze spodniami, a w drugiej tacę z dwoma kawami. Stanął jak wryty na mój widok, a po chwili ryknął nieopanowanym śmiechem, aż musiał usiąść na podłodze.
- Pewnie, śmiej się ze mnie... - mruknąłem. - A ja tu mogłem złamać kręgosłup...
- Co najwyżej zwichnąć kość ogonową jak już. - wydusił z siebie perkusista, ocierając łzy śmiechu.
- Daj te spodnie, chuju. - warknąłem, wstając i wydarłem mu siatkę. Wyciągnąłem z niej... Różowe dresy. Spojrzałem na niego uważnie. - Jaja sobie ze mnie robisz?
- Zawsze i wszędzie. - wyszczerzył się głupawo. - A one są twoje. Zostawiłeś je kiedyś u mnie. Chyba jak nagrywaliśmy płytę z Ollim.
- Stary... To było jakieś dziesięć lat temu... Byłem młody i głupi... A poza tym teraz się pewnie w nie nie wcisnę. - westchnąłem, siadając na biurku i zwalając stamtąd przy okazji paczkę. Ups.
- No, ale lepszych nie było, przecież jestem od ciebie niższy i moje spodnie byłyby na ciebie za krótkie...
- To nie mogłeś wziąć szortów? - zmroziłem go wzrokiem.
- Jakoś o tym nie pomyślałem. - uśmiechnął się promiennie.
Załamany jego tępotą próbowałem założyć te cholerne dresy. Jakie to się obcisłe zrobiło... Dobrze, że na gumkę.
- Obawiam się, że nie wytrzymają, jak zrobisz jakikolwiek ruch. - powiedział Young, robiąc się czerwony na twarzy od powstrzymywania śmiechu.
- Pierdol się. - syknąłem i usiadłem na krześle. Spodnie rozdarły mi się na dupie, a mój przyjaciel wpadł w głupawkę. - Ty się nie śmiej, tylko zapierdalaj na pocztę z tą paczką, bo ja tu utknąłem, dopóki ktoś nie przywiezie mi normalnych spodni.
- Zadzwoń do Christel, niech się przyzwyczaja, skoro chce spędzić z tobą resztę życia. - zachichotał Eric, a ja rzuciłem w niego puszką po piwie i sam się w końcu roześmiałem. Bosze, co za dzień...
- Ooh, we're half way there, oohh, livin' on a prayer...
Uwielbiam to granie na czekanie...
- Haa-a-alo? Co ty mi tu z rana śpiewasz? - odebrał zaspany Eric.
- A, tak tylko... Słuchaj, przyjacielu ty mój, mam prośbę.
- Wal.
- Mógłbyś mi przywieźć spodnie do biura?
Cisza.
- Zlałeś się? - zachichotał perkusista.
- Bardzo śmieszne. - przewróciłem oczami. - Nie, po prostu rano trochę nie kontaktowałem i przyszedłem tu bez spodni i no... Teraz chciałem iść na pocztę wysłać zamówienie i się zorientowałem...
- London... Z jakiej planety do nas przybyłeś? - roześmiał się Young.
- No, kurwa... Ziom... To nie pora na nabijanie się, po prostu mnie poratuj, proszę... - jęknąłem.
- No dobra, będę za pięć minut. - dureń wciąż się śmiał.
- I ten... Jakbyś mógł nic nie wspominać Martiemu... Byłbym wdzięczny... - szepnąłem zażenowany.
- Zapomnij, stary. - parsknął rozbawiony Eric i się rozłączył.
Przyjaciele... Popatrzyłem z wyrzutem na mojego srajfona i wcisnąłem go do kieszeni... Ale nie miałem spodni, więc upadł na podłogę. Walnąłem się w czoło. Czasem sobie myślę, że średnio nadaję się do życia... Z taką refleksją egzystencjalną usiadłem na krześle obrotowym... Ale chujstwo spierdoliło i spadłem na podłogę obok zasranego srajfona... W tym momencie do pomieszczenia wpadł mój kumpel, w jednej ręce niosąc reklamówkę ze spodniami, a w drugiej tacę z dwoma kawami. Stanął jak wryty na mój widok, a po chwili ryknął nieopanowanym śmiechem, aż musiał usiąść na podłodze.
- Pewnie, śmiej się ze mnie... - mruknąłem. - A ja tu mogłem złamać kręgosłup...
- Co najwyżej zwichnąć kość ogonową jak już. - wydusił z siebie perkusista, ocierając łzy śmiechu.
- Daj te spodnie, chuju. - warknąłem, wstając i wydarłem mu siatkę. Wyciągnąłem z niej... Różowe dresy. Spojrzałem na niego uważnie. - Jaja sobie ze mnie robisz?
- Zawsze i wszędzie. - wyszczerzył się głupawo. - A one są twoje. Zostawiłeś je kiedyś u mnie. Chyba jak nagrywaliśmy płytę z Ollim.
- Stary... To było jakieś dziesięć lat temu... Byłem młody i głupi... A poza tym teraz się pewnie w nie nie wcisnę. - westchnąłem, siadając na biurku i zwalając stamtąd przy okazji paczkę. Ups.
- No, ale lepszych nie było, przecież jestem od ciebie niższy i moje spodnie byłyby na ciebie za krótkie...
- To nie mogłeś wziąć szortów? - zmroziłem go wzrokiem.
- Jakoś o tym nie pomyślałem. - uśmiechnął się promiennie.
Załamany jego tępotą próbowałem założyć te cholerne dresy. Jakie to się obcisłe zrobiło... Dobrze, że na gumkę.
- Obawiam się, że nie wytrzymają, jak zrobisz jakikolwiek ruch. - powiedział Young, robiąc się czerwony na twarzy od powstrzymywania śmiechu.
- Pierdol się. - syknąłem i usiadłem na krześle. Spodnie rozdarły mi się na dupie, a mój przyjaciel wpadł w głupawkę. - Ty się nie śmiej, tylko zapierdalaj na pocztę z tą paczką, bo ja tu utknąłem, dopóki ktoś nie przywiezie mi normalnych spodni.
- Zadzwoń do Christel, niech się przyzwyczaja, skoro chce spędzić z tobą resztę życia. - zachichotał Eric, a ja rzuciłem w niego puszką po piwie i sam się w końcu roześmiałem. Bosze, co za dzień...
Subskrybuj:
Posty (Atom)